Samotność to dziwna rzecz. Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok Ciebie w ciemności. Głaszcze po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół Twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje Ci tchu, że zamiera Twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na Twoim karku. Zostawia kłamstwa w Twoim sercu, kładzie się w nocy w Twoim łóżku, wysysa światło z każdego kata. Nie odstępuje Cię na krok, kurczowo trzyma Cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć Cie w dół, kiedy usiłujesz się podnieść. Budzisz się, nie wiedząc, kim jesteś. Zasypiasz, drżąc na całym ciele. Wątpisz czy jesteś, czy nie jesteś, czy możesz, czy nie możesz, czy Ci wolno. A kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów uwolnić się, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy, staje obok Twojego odbicia w lustrze i patrząc Ci prosto w oczy, mówi : '' no dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie.'' Nie znajdziesz słów, żeby bronić się przed samym sobą, przed głosem, który powtarza, że nie jesteś wystarczająco dobry. Samotność to zgorzkniały, żałosny towarzysz. Zdarza się, że po prostu nie odpuści.
Upadłam.
Trochę boli.
Bardzo boli.
Zdarłam się.
I właśnie sie podnosze.
Wstaje.
Już powstałam.
Żyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz